26.02.2017 Lazio-Udinese

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Niedzielny poranek w Neapolu zaczęliśmy od szybkiego śniadania, jak to we Włoszech – na słodko. Na dworcu kolejowym znajdujemy się po kilku minutach od wyjścia z hostelu, ponieważ oba miejsca łączył wspólny adres, czyli Piazza Garibaldi.

Tym razem obyło się bez problemów z biletami, ponieważ te kupiliśmy jeszcze w Polsce, na stronie przewoźnika. Udało się sprawnie znaleźć odpowiedni pociąg, który docelowo zmierzał do Wenecji i czekaliśmy na odjazd.

Podróż minęła bardzo szybko, głównie dzięki temu, że we Włoszech pociągi jeżdżą “trochę” szybciej niż w Polsce (300km/h) i po około godzinie znaleźliśmy się w stolicy Włoch.

Rodowity Rzymianin?

Hostel, w którym mieliśmy nocować w Rzymie znajdował się, podobnie jak w Neapolu blisko dworca kolejowego. Bez większych kłopotów odnaleźliśmy miejsce naszego dzisiejszego noclegu, zostawiliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę po bilety na mecz Lazio.

W odróżnieniu od poprzednich dwóch miast, w których byliśmy, tutaj w Rzymie niezwykle sprawnie poszło nam kupno biletów. Poruszaliśmy się jakbyśmy co najmniej mieszkali w Rzymie od jakiegoś czasu. Kilka przystanków metrem spod hostelu, przesiadka w tramwaj, na koniec kilka minut spaceru i oto cel naszej podróży – sklep kibica Lazio.

Jakie było nasze zdziwienie, gdy w wejściu zobaczyliśmy policjantów, którzy kontrolowali liczbę osób w sklepie. Od czasu do czasu przechadzali się również po całym sklepie (dlatego nie widać ich na zdjęciu powyżej). Bilety kupiliśmy na trybunę Curva Sud, czyli trybunę za bramką, w miejscu gdzie młyn formują kibice Romy na swoich meczach domowych.

Dobre złego początki

Sklep znajdował się dość niedaleko Stadio Olimpico, ale że mieliśmy jeszcze sporo czasu do pierwszego gwizdka, a pogoda wreszcie dopisywała, poszliśmy na piwo nad rzekę w okolicach stadionu.

Taka oto miejscówka dosłownie kilkaset metrów od bram Stadionu Olimpijskiego w Rzymie. Jak na końcówkę lutego, to bardzo przyjemnie było wypić zimne piwko, ubranym tylko w koszulkę.

Po opróżnieniu butelek ruszyliśmy na stadion.

Zasieliśmy na trybunie i oglądając rozgrzewających się zawodników Lazio i Udinese czekaliśmy na początek meczu.

Mecz na boisku

Najchętniej pominąłbym tę część relacji, ale ze względu na to, że i tak nie jest zbyt długa, to jednak coś tutaj napiszę. Mecz był fatalny. Nie dało się tego oglądać, bo patrząc na wyczyny zawodników obu drużyn można było dostać ciężkiej depresji. Nawet jedyny gol jaki padł w tym meczu, został zdobyty przez Ciro Immobile z rzutu karnego, a nie po jakiejś składnej akcji i ładnym strzale.

Trybuny

Kibice dostosowali się poziomem do tego z murawy boiska. Mało osób w młynie Lazio (nieco więcej niż na zdjęciu poniżej, ponieważ ono zostało wykonane kilkanaście minut przed meczem).

Doping też bardzo przeciętny, generalnie bardzo się zawiedliśmy postawą Laziale.

Ekipa wyjazdowa Udinese pojawiła się na stadionie w około 15 osób, praktycznie bez dopingu i kilkoma małymi flagami. Jak widać nic nie zdołało uratować tego widowiska.

Gdzie nas nogi poniosą

Po meczu udaliśmy się na spacer, bo zwiedzaniem bym tego nie nazwał. Bez żadnego celu, żadnych wyznaczonych miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć. Po prostu szliśmy przed siebie. Ominęliśmy pewnie po drodze wiele ciekawych zabytków, ale było na naszej drodze też kilka, których nie dało się przeoczyć. Np. Ołtarz Ojczyzny

Koniec końców dotarliśmy nawet pod koloseum, skąd udaliśmy się do świetnego pubu na mecz Inter-Roma.

O wizycie w pubie będzie osobny wpis, ponieważ jest to na tyle fantastyczne miejsce, że szkoda byłoby pisać o nim w tej nudnej relacji.

Leave a comment

Create a free website or blog at WordPress.com.

Up ↑